Magdalena Kulus opowiada o psie asystującym imieniem Ajki

Mój optymizm umarł wraz z diagnozą Ajkusia, to był bardzo trudny moment dla mnie i powiem szczerze, że żadna choroba, która mnie dotknęła, nie dotknęła mnie tak bardzo jak choroba mojego psa. Ajki jest ze mną zawsze, kocha mnie niezmiernie i dał mi tyle, ile żaden człowiek mi nie dał, ale z drugiej strony gdyby nie ludzie, gdyby nie ich pomoc i wielkie serce to nie mogłabym funkcjonować. Nie mogłabym być tutaj w Krakowie. Więc tak jak mówię, to jest nie do porównania, ale i bez Ajkusia i bez innych ludzi nie byłoby możliwe żebym funkcjonowała, – bo po prostu by mnie nie było…

Zapraszamy do lektury wywiadu przeprowadzonego z Magdą Kulus podczas jej pobytu w Krakowie, w dniu 27 października 2012 roku.

A.J.
Igor – tak ma na imię Golden Retriever, pies asystujący Magdy Kulus, którego potocznie nazywa się Ajkim – skąd wzięło się drugie imię?

M.K.
Tak na niego mówili w Fundacji. Igor, Ajki, więc tak jakby od pierwszych liter. Ja też na początku się dziwiłam, natomiast teraz wszyscy mówimy na niego bardzo, bardzo różnie.

A.J.
Od ilu lat współpracujecie z Ajkim; jak to wszystko się zaczęło? Skąd wziął się pomysł psa asystującego, psa przewodnika?

M.K.
Pracujemy razem od pięciu lat i tak naprawdę bardzo chciałam mieć takiego psa. Wiedziałam, że on zawsze jest z osobą niepełnosprawną, że jej pomaga, że ją wspiera. Nie ukrywam oczywiście też tego, że istnieje mit tych psów, które były i są opisywane w literaturze, – co oczywiście jest mitem, – bo taki pies nie jest w stanie zachować się tak jak bohaterowie literaccy, nie myśli tak jak człowiek, natomiast rzeczywiście psia miłość i psie przywiązanie, oraz umiejętności, które można odpowiednio potrenować są niezwykłymi umiejętnościami. Dlatego też bardzo zależało mi, aby mieć takiego towarzysza i szukałam możliwości. Wtedy te psy nie były w Polsce tak popularne jak teraz, była właściwie tylko jedna fundacja, która zgodziła się wytrenować psa dla osoby z zanikiem mięśni. To musiał być specyficzny pies, to nie mógł być typowy asystent; dostałam go od Fundacji Alteri.

A.J.
No właśnie, czy Ajki jest psem asystującym, czy psem przewodnikiem? Czy jest jakaś różnica?

M.K.
Tak, pies asystujący pomaga osobie niepełnosprawnej, a pies przewodnik osobom, które nie widzą, natomiast mój pies… Wiadomo, że psy asystujące są szkolone dla osób, które mają zdrowe, silne ręce, a Ajki jest takim psem, który nie tylko asystuje, on podnosi mi różne rzeczy, podaje, ale też przede wszystkim poprawia mnie. Stał się moim rehabilitantem, razem wspólnie ćwiczyliśmy, np. jak ściskałam „chrupki” w ręce i Ajki tam szukał tych „chrupek”. Najważniejsze, że potrafi mnie przyciągnąć, poprawić, żeby mi się wygodniej siedziało. Przed swoją chorobą pełnił bardzo wiele funkcji i były to niezwykłe umiejętności jak na takiego psa. Szkoląc go, nikt wcześniej nie przewidział, do czego Ajki będzie mi potrzebny. Wiele rzeczy dopracowaliśmy sobie wspólnie razem.

A.J.
Na pewno pamiętasz dzień, w którym Ajki pojawił się u Ciebie w domu. Jak wspominasz tamten dzień?

M.K.
Bardzo dobrze, to było wielkie przeżycie. To był taki czas, kiedy tak naprawdę byłam w trudnym momencie, kończyłam studia i byłam pewna, że przede mną już tylko pustka, telewizja i nic więcej. Telepraca nie była wtedy tak popularna jak obecnie. Jak chciałam podjąć telepracę, to wszyscy mówili, że na pewno mnie oszukają, że nie zapłacą mi za to, co robię, więc ogólnie rzecz biorąc, moja kondycja nie była najlepsza. Dopiero Ajki rozpoczął szereg dobrych zmian w moim życiu. Otworzył mnie na świat. Byłam przekonana, że będę siedziała z psem, ćwiczyła, itd. Potem okazało się, że bardzo szybko dostałam pracę, podjęłam kolejne studia no i tak naprawdę wszystko potoczyło się błyskawicznie. Wydałam książkę, zaczęłam pisać blog, właściwie na odwrót najpierw blog, a potem książkę. Dlatego właśnie pamiętam dokładnie tamten dzień. To były takie bardzo podobne do siebie dni i właśnie Ajki wprowadził odpowiedni rytm. Jak z nim ćwiczyłam, a ćwiczyliśmy wtedy bardzo dużo, to właściwie cały dzień był poświęcony jemu.

A.J.
A wcześniej w Twoim życiu były jakieś zwierzęta, psy, koty?

M.K.
Cały czas mieszkałam z rodzicami i cały czas miałam zwierzęta. Jak Ajki się pojawił, to był u nas w domu Fuksiu, wcześniej był Mikuś. Miałam świnkę morską, szczura, mnóstwo chomików, papużki faliste, mewki japońskie, rybki i żółwia. Od początku byłam otoczona zwierzętami. Zwierzę jest dla mnie podstawą funkcjonowania, nie wyobrażam sobie życia bez zwierząt. W moim życiu zawsze było mnóstwo różnych zwierzątek (śmiech).

A.J.
Opowiedz o najbardziej nieprawdopodobnej czynności, którą wykonał Ajki, czynności związanej z niesieniem pomocy.

M.K.
Kiedyś pomógł mi wyciągnąć kocyk z pomiędzy nóg. Ten kocyk mi spadł, wkręcił się miedzy podnóżki wózka. Moja noga też wkręciła się razem z kocykiem i wtedy pokazałam mu… Poprosiłam żeby wyciągnął no i rzeczywiście mi pomógł. Powiem szczerze, że były też takie dni, w których Ajki nie musiał mi pomagać, bo ktoś był obok mnie. Ja właściwie cały czas z kimś jestem, ale są też takie momenty, że gdyby Ajkiego nie było i gdyby mi nie pomógł, to byłoby naprawdę bardzo trudno.

A.J.
Chciałem zapytać o największą wpadkę Ajkiego, o coś, co zrobił, a czego nie powinien był zrobić.

M.K.
Nie no, nie Ajki. On raczej nie broi, natomiast ma takie momenty, ma takie dni… (on ma w ogóle taki swój własny świat, wszyscy znajomi zawsze to mówią) bardzo często ma ochotę pospacerować sobie gdzieś, jednak zawsze przychodzi na przywołanie, natomiast nie zawsze od razu, jak ja go przywołam (śmiech). Czasami moi znajomi się denerwują, mówią, „co to jest za pies w ogóle, asystujący? On cię w ogóle nie słucha”. A Ajki sobie gdzieś tam stoi, spokojnie się załatwi i myśli „poczekaj chwileczkę, za chwilę przyjdę”. Obejrzy krzaczek jeden, drugi i dopiero przychodzi no i wtedy właśnie niektórzy ludzie się dziwią. Natomiast Ajki faktycznie jest taki. Teraz już nie boję się wychodzić z nim sama za blok i puszczać go, bo wiem, że zawsze przyjdzie, nigdy mi nie ucieknie. Chociaż na początku bardzo bałam się, że pójdzie gdzieś w Polskę i go już nie zobaczę. Teraz już jesteśmy w stanie chodzić na spacery sami. Za blokiem czy nad jeziorem jak jestem z nim, jak czekam na kogoś to puszczam Ajkusia ze smyczy żeby się wykąpał i jestem go pewna. Natomiast niektórych drażni to, że nie ma u niego takiego dynamicznego przywołania – tylko stoi, powącha i dopiero przyjdzie.

A.J.
Ajki potrafi ściągnąć skarpetki, przynieść tabletki, zaświecić światło, otworzyć szufladę, ale z pewnością są jeszcze inne rzeczy, które umie wykonać?

M.K.
Ajki potrafi robić sztuczki, z czego bardzo dumny jest mój tata. On mówi, że ja niczego nie nauczyłam Ajkiego, natomiast on go nauczył wiele. Faktycznie nauczył go robić kółeczko, sztuczkę „krok”, czyli przechodzić między nogami. Ajki potrafi pokazać ”trudno”, czyli łapką tak sobie machnąć i… potrafi mi podnieść głowę, to jest jedna z funkcji użytkowych – jak mi spadnie do tyłu głowa, to on potrafi ją podnieść no i potrafi mnie poprawić, jednak w tej chwili ze względu na jego chory pyszczek już tego nie robi, jego aktywność jest teraz ograniczona.

A.J.
W swojej książce piszesz: „Wszystko tak naprawdę przez Igora, kiedy kończyłam studia w głowie miałam smutne prognozy, których nieco się w życiu słuchałam – że nie znajdę pracy, że nie będę mieć kontaktu z rówieśnikami, że będę całymi dniami siedzieć w domu i gapić się w telewizor, a potem pojawił się Igor – zdałam na studia doktoranckie, dostałam pracę, odzyskałam siły witalne i zapał, pojechałam do Francji, zaczęłam pisać blog – gdyby nie Igor nigdy bym się za niego nie wzięła. Gdyby nie historia o pięknym blondynie, nie powstała by ta książka”.

No właśnie książka „Blondyn i blondyna”, o czym jest, o pokonywaniu codziennych kłopotów, o stawianiu sobie coraz bardziej ambitnych celów, o czym jeszcze…?

M.K.
O tym, że pies, to nie tylko pies. To może być czasami najważniejszy element ludzkiego życia, który faktycznie dużo odmienia, przemienia i sprawia, że życie staje się bardziej wartościowe.

A.J.
Nie mogę nie zapytać o problemy zdrowotne Ajkiego, jego leczenie, a co za tym idzie o Egona – następcę Ajkiego.

M.K.
No tak… Ajki jest chory, niestety ma raka i to takiego, którego nie da się wyleczyć, ponieważ nie można go wyciąć, do tego jest odporny na chemioterapię. Z tego względu leczony jest paliatywnie, czyli przede wszystkim przyjmuje leki przeciwbólowe. Natomiast Egon, który ma być jego następcą jest bardzo dynamicznym psem, więc nie wiadomo na ile te funkcję będzie mógł przejąć. Staramy się nauczyć go przynajmniej podstaw i tego, czego najbardziej będzie mi brak, czyli np. żeby mi coś podawał z podłogi. Bo podłoga dla mnie to jest jak Mars, nie sięgnę sobie ani po długopis, ani po telefon. Bez telefonu, (jeżeli by mi spadł) to może być rzeczywiście dla mnie wielki, wielki problem.

A.J.
Czyli następca Ajkiego, Egon, powinien przejść szkolenie, powinien zostać psem asystującym. Ile kosztuje takie szkolenie? Pytam, bo wiem, że w tej chwili najbardziej właśnie na to brakuje Wam środków.

M.K.
Egon ma swojego trenera, który przychodzi do nas dwa razy w tygodniu, czasami częściej, czasami rzadziej, to zależy od warunków pogodowych, itd. Natomiast nie ukrywam, że najlepiej byłoby gdyby Egon trafił do kogoś, kto by wymagał od niego codziennej pracy. Ani moi rodzice, ani ja nie jesteśmy w stanie uczyć go na co dzień pewnych zachowań. Do tego, jak mówiłam, Egon jest bardzo aktywnym pieskiem, bardzo radosnym, bardzo żywiołowym, a ja potrafię „klikać”, czyli posługiwać się metodą pozytywnego szkolenia, ale na pewno nie nauczę go tyle ile profesjonalny trener. Moim największym marzeniem byłoby to, żeby Egona ktoś przez rok podszkolił na tyle, żeby miał wpojone pewne zasady, które potem byśmy doszlifowali – tak samo jak było przy Ajkim. Ajki trafił do mnie mając dwa lata, posiadał jakieś tam podstawy, natomiast ja nauczyłam go tej całej reszty, czyli tych rzeczy, które mi są potrzebne do funkcjonowania. Z drugiej strony nie wyobrażam sobie już teraz życia bez Egona tak, na co dzień, bo Egon jest moim wielkim przyjacielem, wielką radością i iskierką. Mobilizuje nie tylko mnie, ale i Ajkiego do zabaw, chociaż czasami Ajki go odpędza, bo ma dosyć jego natręctwa, ale no faktycznie nas mobilizuje do tego, żeby się ruszyć, do tego, żeby się bawić, do tego, żeby wyjść na spacer. Jak patrzę na biegającego Egona to sama jestem zmęczona, bo (śmiech) nabiera takiej prędkości, że to jest naprawdę nie do opanowania. Natomiast ogólnie wiadomo, że szkolenie takiego psa kosztuje około 20 tysięcy złotych. Teraz szkolimy go tak naprawdę po kosztach, mamy tylko jednego trenera, kupiliśmy kubraczek, kupujemy różnego rodzaju suplementy diety. Jednak środki, które na chwilę obecną mamy zebrane idą głównie na leczenie Ajkiego, to znaczy na leki przeciwbólowe, na leki na tarczycę, ewentualnie antybiotyki, które czasami dostaje, bo przy raku pojawiają się zapalenia. Zebraliśmy 5 tysięcy złotych, zostało nam 2 tysiące, więc środków mamy już niewiele. Bardzo często musimy kupować dodatkowe jedzenie z tego względu, że Ajki ma chory pyszczek i nie bardzo może jeść „chrupki”. Jeżeli ma gorszy dzień to gotujemy mu jakąś papkę, żeby sobie zjadł. Nie jestem w stanie określić kwoty potrzebnej na szkolenie Egona, bo to nie jest pies, który będzie szkolony fundacyjnie. Natomiast średnio godzinne spotkanie z trenerem kosztuje 80 złotych, więc koszty są spore. Od marca wydaliśmy 3 tysiące na samo leczenie i szkolenie, dlatego każda suma wsparcia jest dla nas ważna.

A.J.
Na zakończenie – to już ostatnie pytanie – skąd w Tobie tyle optymizmu – ten optymizm widać przecież na każdym kroku – mimo ciężkiej choroby nie poddajesz się, nie użalasz się nad sobą, skąd tyle siły i woli walki?

M.K.
Mój optymizm umarł wraz z diagnozą Ajkusia, to był bardzo trudny moment dla mnie i powiem szczerze, że żadna choroba, która mnie dotknęła, nie dotknęła mnie tak bardzo jak choroba mojego psa. Powiem szczerze, że osoby, które mnie teraz spotykają, są blisko mnie, wiedzą o tym, że ten optymizm bardzo, bardzo zmalał. Natomiast też wiem, że dla Ajkusia muszę jakoś to przetrzymać. Przyznam szczerze, że po pierwsze zostałam nauczona (o tym też pisałam w książce) tego, że należy być dzielnym, że należy walczyć i bardziej bym powiedziała, że to jest hart ducha, siła i wola walki, bo życie z chorobą i moją i Ajkusiową to jest tylko i wyłącznie wola walki, żebyśmy chcieli walczyć o każdy dzień ja i on…

A.J.
To teraz już naprawdę ostatnie pytanie. Kto bardziej pomógł Ci w Twoim życiu: zwierzęta czy ludzie (oczywiście, jeżeli można sformułować tak pytanie)

M.K.
Nie, no myślę, że nie można tego w żaden sposób, w żadnym stopniu porównywać. Ajki jest ze mną zawsze, kocha mnie niezmiernie i dał mi tyle, ile żaden człowiek mi nie dał, ale z drugiej strony gdyby nie ludzie, gdyby nie ich pomoc i wielkie serce to nie mogłabym funkcjonować. Nie mogłabym być tutaj w Krakowie, nie mogłabym jeździć, więc pomoc moich przyjaciół, znajomych… Ja dzisiaj jestem tu z całą ekipą, która ze mną przyjechała i wszyscy się śmieją, że każdy ma swoją funkcję do wykonania. Nie chcę obciążać jednej osoby tak wieloma obowiązkami wokół mojej osoby. Dlatego też jest to nie do porównania, bo tak jak mówię, Ajki jest moim największym skarbem, ale ludzka życzliwość i ludzka pomoc pozwala mi normalnie funkcjonować, pracować. Mam bardzo fajny zespół w pracy, który też ułatwia mi życie na różne sposoby, np. parząc herbatkę, zakładając mi słuchawki żebym nie odczuwała tego, że jestem inna, tylko żebym mogła sobie spokojnie pracować, podejmować moje obowiązki i je wykonywać. Więc tak jak mówię, to jest nie do porównania, ale i bez Ajkusia i bez innych ludzi nie byłoby możliwe żebym funkcjonowała, – bo po prostu by mnie nie było…

A.J.
Bardzo dziękuję za rozmowę.

.

Zobacz także:
>>> Centrum pomocy dla Igora i Egona
>>> Specjalne wydanie audycji „Klinika Zdrowego Chomika” 8 grudnia
>>> Jak długo Ajki będzie mógł pomagać niepełnosprawnej Magdzie
>>> „Historia o pięknym blondynie”
>>> 29 września Klinika Zdrowego Chomika
>>> Magdalena Kulus „Blondyn i Blondyna”
>>> Recenzja książki „Blondyn i blondyna”
>>> Niezwykły duet podbija serca czytelników
>>> Wybierz „Człowieka bez barier”
>>> Blog „Blondyni”
>>> Blog „Blondyni i Blondyna”