Szalona Gina

Od dłuższego czasu mamy spore kłopoty z naszą półtoraroczną suczką Giną, mieszańcem pekińczyka, która jest bardzo nerwowa i szczekliwa. Największym problemem jest to, że oszczekuje i atakuje ludzi, zwłaszcza dzieci zarówno na spacerach jak i w naszym domu. Do tej pory radziliśmy sobie jakoś z jej atakami, trzymając Ginę na smyczy lub zamykając ją w osobnym pokoju. Niestety od kilku dni w klatce naszego bloku trwa remont, w związku z czym tuż za drzwiami ciągle są obcy ludzie i hałas, więc Gina szaleje, a my mamy jej zachowania powyżej uszu…

Gina zaczęła szczekać kiedy tylko nacisnąłem dzwonek domofonu, jednak w prawdziwą furię wpadła, gdy pojawiłem się w drzwiach mieszkania. Opiekunowie na przemian krzyczeli na psa, żądając by się uciszył, a gdy to nie pomogło, suczka została wzięta przez panią na ręce, dzięki czemu mogłem się przywitać i przedstawić, bo zaczęliśmy się wreszcie słyszeć. Następnie na moją prośbę Gina znalazła się z powrotem na własnych nogach i kontynuowała swój koncert co chwila przypadając do moich nóg. (Mogłem sobie pozwolić na ryzyko wypuszczenia Giny, bo po pierwsze była małym psem, a po drugie jej zachowanie wskazywało na dużą niepewność – była więc szansa, że nie poleje się krew). Kiedy całkowicie ignorując psa przeszliśmy powoli do pokoju, gdzie mogłem usiąść, Gina znalazła się natychmiast pod stołem pilnując moich nóg i cały czas szczekając. Po kilku minutach, podczas których opiekunowie opowiadali o zachowaniu swojego pupila, suczka zamilkła, pozostając jednak w pełnej gotowości bojowej, a ja mogłem – teraz spokojnie – kontynuować wywiad.

Gina trafiła do obecnego domu jako 8-tygodniowy szczeniak, owoc przypadkowego romansu suczki należącej do znajomych, z nieznanym psem (sądząc po wyglądzie Giny mógł to być jamnik). Od urodzenia przebywała wśród ludzi, dorosłych i dzieci, jednak jej matka była także bardzo pobudliwa i reagowała szczekaniem na obcych i strachem w nowych sytuacjach. Można było przypuszczać, że źródło problemów Giny leży częściowo w czynnikach dziedzicznych oraz wczesnym uczeniu się. Szczenięta bowiem bardzo szybko uczą się od swojej matki podstawowych wzorców emocjonalnych w odpowiedzi na sytuacje np. pojawienie się obcych ludzi. Ponieważ szczeniaki z miotu, w którym przyszła na świat Gina były maskotkami dzieci, mogły także doświadczyć wielu emocjonalnych i nieprzewidywalnych dziecięcych zachowań i nauczyć się obrony przed nimi szczekając i atakując, na szczęście w sposób, który można nazwać pozorowanym. W nowym domu, gdzie także były dzieci (dwie świeżo upieczone gimnazjalistki) od początku była pobudliwa i niesforna, jednak poważne kłopoty z atakowaniem i szczekaniem zaczęły się po pierwszej cieczce i urojonej ciąży i nasilały się przy kolejnych cieczkach. W odpowiedzi na szczekanie i ataki na obcych opiekunowie, w tym dwie młode panie, krzyczeli na suczkę, a po jakimś czasie wpadli na pomysł brania jej na ręce i wynoszenie do oddzielnego pokoju. Spacery odbywały się wyłącznie na smyczy w miejscach i czasie gdy na dworze było jak najmniej ludzi – wczesnym rankiem i późnym wieczorem.

Kiedy po kwadransie zauważyłem, że Gina ochłonęła z nadmiaru emocji, spróbowałem zachęcić ją do kontaktu ze mną za pomocą niewielkich smakołyków, które chętnie wzięła z moich rąk, pozwalając się nawet podrapać za uchem. Gina, jak się dowiedziałem, przepadała za smakołykami, zapominając o całym świecie, gdy tylko pojawiały się w rękach któregoś z domowników. To dobra wiadomość, bo z łakomym psem znacznie łatwiej pracować koncentrując jego uwagę na opiekunie i nagradzając pożądane zachowania. Zła wiadomość natomiast była ta, że dieta Giny składała się ze złej jakości suchej karmy, czekoladek i innych słodyczy, za którymi przepadała. Tego rodzaju dieta, zwłaszcza słodycze , których żaden pies nie powinien jadać, miała z pewnością wpływ na zwiększoną pobudliwość, nie wspominając o konsekwencjach zdrowotnych takich jak choroby zębów czy zaburzenia trawienne (które zresztą miała). W dodatku Gina była wyraźnie otyła, a jej nadmierny apetyt i nieustanne domaganie się jedzenia był substytutem zabawy i kontaktów społecznych (lekarz weterynarii nie znalazł medycznego podłoża otyłości i zaburzeń łaknienia).

Aktywność suczki, możliwość zabawy czy rozładowania energii i napięcia poprzez na przykład gryzienie gryzaków, co jest naturalnym zachowaniem psów, pozostawały w wyraźnym deficycie. Frustracja tego rodzaju potrzeb wzmaga napięcie, za czym dodatkowo przemawiał fakt, że Gina funkcjonowała znacznie lepiej podczas weekendowych wyjazdów na obrzeża miasta, gdzie w rodzinnym domu swojej pani, całymi dniami bawiła się z dorastającym psem w typie owczarka niemieckiego. W swoim domu Gina nie miała do dyspozycji zabawek, choć z pasją biegała za rzuconą jej czasem plastikową nakrętką od butelki. Nie było także zwyczaju w miarę systematycznych zabaw czy pieszczot z psem (no, może za wyjątkiem wspomnianego żebrania przy jedzeniu).

Na domiar złego legowisko Giny znajdowało się w wąskim korytarzu, gdzie krzyżowały się drogi wszystkich domowników.

Sytuacja biednej Giny była dość złożona i aby zaproponować sensowny program modyfikacji zachowania należało skupić się przede wszystkim na dwóch mechanizmach biorących udział w problematycznych zachowaniach. Po pierwsze, pogoń za dziećmi i rowerzystami na spacerach jest zachowaniem samonagradzającym, będącym częścią odziedziczonego po przodkach łańcucha łowieckiego (nie bez znaczenia była tu pewnie domieszka jamniczej krwi), a zwracanie uwagi na psa przez krzyczenie i próby łapania go wzmacniają tylko problematyczne zachowanie, natomiast ograniczanie spacerów i kontrola za pomocą smyczy wzmaga frustrację i sprawia, że pogoń i szczekanie staje się bardziej intensywne, stąd narastanie problemu. Po drugie, szczekanie w mieszkaniu i „ataki” na gości wynikają z niepewności psa uwarunkowanej zarówno dziedzicznie jak i na drodze doświadczeń w kontaktach z ludźmi (dziećmi), wzmacnianej krzyczeniem opiekunów, braniem suczki na ręce i wynoszeniem do innego pokoju (ulga, bo niebezpieczeństwo się oddaliło).

Jako, że w terapii należało wziąć pod uwagę wszystkie wspomniane wyżej elementy i mechanizmy kłopotliwych zachowań, opiekunów Giny – wszystkich bez wyjątku – czekało sporo żmudnej i systematycznej pracy. Zdarza się, że motywacja i wytrwałość opiekunów w czasie zazwyczaj kilku miesięcy stosowania się do zaleceń, bywa poddana ciężkiej próbie. Zdarza się, że górę biorą stare nawyki postępowania z psem, a co za tym idzie wracają stare kłopotkiwe psie zachowania. Rolą behawiorysty jest więc także zmotywowanie opiekunów, a jeśli to niemożliwe, przynajmniej uświadomienie im związku pomiędzy ich działaniami (lub ich brakiem), a złym funkcjonowaniem ich pupila.

Nietrudno się domyśleć, że w przypadku Giny należało zrobić wiele różnych rzeczy, a motywacja opiekunów wydawała się nader wątpliwa (gdyby nie remont klatki schodowej, nie zostałbym poproszony o pomoc).

Po krótkiej rozmowie na ten temat udało mi się jednak uzyskać zgodę na następujące działania:

1. Trening podstawowego posłuszeństwa z użyciem klikera, mający na celu uruchomienie alternatywnych strategii radzenia sobie w sytuacji lęku przez skupianie się na opiekunach i komunikacji z nimi. Użycie klikera miało w zamierzeniu dać także opiekunom narzędzie kontroli nad psem i zapobiec spontanicznym reakcjom takim jak krzyczenie i robienie zamieszania wokół i tak już zdenerwowanego psa.

2. Unikanie wszelkiego rodzaju konfliktów z psem poprzez ignorowanie jego szczekania w domu i nagradzanie pożądanych zachowań takich jak chwile spokoju, podejście do opiekuna itp. W celu ułatwienia kontroli nad psem zaproponowałem użycie krótkiej smyczy, którą Gina miała odtąd nosić na stałe w domu. Smycz tę można było chwycić lub przydepnąć uniemożliwiając psu dopadanie do nóg gości (oczywiście nie było mowy o szarpaniu psa smyczą).

3. Polujące zabawy dające upust energii Giny i jej naturalnym skłonnościom pogoni za poruszającymi się obiektami. Te zabawy miały niejako przekierować jej uciążliwe pogonie za dziećmi i rowerami na aportowanie piłki. Gdy poszliśmy na spacer z Giną okazało się, że dość łatwo udaje się skupić jej uwagę na nagrodach i piłce, co miało być odtąd nowym zwyczajem spacerowym.

4. Zmiana diety i sposobu karmienia. Dwa niewielkie posiłki w ciągu dnia złożone z dobrej jakości karmy dla psów otyłych. Nagrody – wyłącznie psie – wyłącznie za wykonanie jakiegoś zadania, ale nie przy stole.

5. Zmiana miejsca zakwaterowania psa na bardziej spokojne i przytulne w rogu dużego pokoju.

6. Systematyczne kilkunastominutowe zabawy i pieszczoty z psem w domu połączone z nagrodami oraz możliwość żucia czegoś smacznego (zwykle polecam zabawkę kong, dającą się napełnić smakołykami wystarczającymi na długo), kiedy nikt się psem nie zajmuje.

Ponieważ opiekunowie Giny wcześniej nie mieli nigdy psa, niewiele wiedzieli na temat psich zachowań i potrzeb. Nie do końca taż, jak mi się wydawało, spodziewali się, że to na nich spadną obowiązki związane z pracą z psem, trwała zmiana reguł i sposobów porozumiewania się z psem. Dlatego też po w miarę szybkiej i znacznej poprawie funkcjonowania Giny przyszedł kryzys. Ponownie musieliśmy się spotkać i przedyskutować jeszcze raz plan działania. Dziś po ponad pół roku Gina jest w miarę posłusznym i wesołym psem. Odzyskała pewność siebie w kontaktach z obcymi, a zabawy z piłką doskonale zastąpiły pogoń za dziećmi i rowerzystami. Oczywiście nadal jest czujna i szczeka na obcych, ale to zupełnie inne szczekanie, krótkie i nie nerwowe. W domu jest spokój i wreszcie nikt nie ma nikogo powyżej uszu…

Andrzej Kłosiński – behawiorysta zwierzęcy COAPE, psycholog