Jak Jasiek został prawie gentlemanem…

Jakiś czas temu przygarnęliśmy małego kociaka, który obecnie według naszego lekarza weterynarii ma około 2 lat. Nigdy nie było z nim większych problemów, chociaż był i jest nadal kotem nie lubiącym nadmiaru pieszczot i bliskiego kontaktu, jak również nie jest ufny wobec obcych osób, to znaczy nie boi się ich, ale nie ma ochoty na fizyczny kontakt, nawet po dłuższym czasie.

Ponieważ Jasiek, bo tak go nazwaliśmy, jest kotem nie wychodzącym na zewnątrz (mieszkamy w kamienicy w centrum miasta), a my od jakiegoś czasu dużo pracujemy i większość czasu spędzamy poza domem, postanowiliśmy wziąć drugiego, małego kociaka, by Jasiek nie cierpiał z powodu nudy i samotności.

Niestety mimo ciągłych prób oswojenia małej kotki Kaśki z naszym Jaśkiem, polegających na wspólnych pieszczotach, karmieniu obu kotów z ręki, Jasiek nie toleruje młodszej kotki. Goni ją, a kiedy dopadnie przewraca na podłogę, chwyta zębami za szyję i trzyma, dopóki nie uda jej się wyrwać i uciec w kąt. Wygląda to całkiem groźnie i boimy się, że Zosia zostanie zraniona, a poza tym wydaje się, że osiągnęliśmy efekt przeciwny do zamierzonego….

Podobne sytuacje są dość częstym problemem, z jakim zwracają się o pomoc do behawiorystów właściciele kotów. Natura stworzyła kota jako samodzielnego i samowystarczalnego łowcę, strzegącego swojego rewiru i choć proces udomowienia sporo zmienił w kwestii możliwości przystosowania się do ludzkiego towarzystwa i tolerancji dla kotów i innych zwierząt, to jednak prawdziwa kocia natura w wielu wypadkach bierze górę. Tak właśnie było w przypadku Jaśka, obdarzonego także wyjątkowo silnym popędem łowieckim. Zabawy jakie podejmował ze swoimi opiekunami, polegały głównie na pogoni za uciekającą „zdobyczą”, którą traktował bardzo twardo, do tego stopnia, że trzeba było uważać, by ludzka ręka nie znalazła się w zasięgu jego zębów czy pazurów.

Choć kocie zabawy często wyglądają brutalnie, bardzo rzadko dochodzi do przykrych dla atakowanego kota konsekwencji. Tak było na szczęście także z Kaśką – była cała, zdrowa i piękna, choć ewidentnie nie czuła się dobrze w obecności swojego kociego współlokatora. Oczywiście pozostawienie spraw własnemu biegowi nie wchodziło w grę, bo po pierwsze mogło jednak dojść do poranienia kotki, po drugie zaś nie można było pozwolić by czuła się zastraszona i sterroryzowana.

Najlepszym rozwiązaniem problemu (i zarazem najtrudniejszym) było oswojenie obydwu kotów ze sobą w takich jednak warunkach, by Kaśce nie stała się żadna krzywda. Podstawowym działaniem stało się zatem umieszczenie Kaśki w metalowej klatce, na tyle przestronnej, by mogła czuć się i bawić swobodnie i na tyle odkrytej, by nie zasłaniać kotom wzajemnego widoku. Klatka została ustawiona w pokoju, w którym przebywały koty podczas nieobecności gospodarzy. Ważne stało się także podzielenie dziennej racji jedzenia na jak najwięcej porcji i karmienie kotów w bezpośredniej bliskości, rzecz jasna oddzielonych siatką klatki. Po około dwóch tygodniach, kiedy stało się jasne, że Jasiek bardziej interesuje się jedzeniem niż swoją kocią koleżanką, pozwolono by na czas jedzenia Kaśka była wyjmowana z klatki i obydwa koty mogły się ze sobą komunikować. Wiadomo, że najedzone koty są mniej aktywne, a po posiłku najczęściej zajmują się toaletą i należało to wykorzystać. W niedługim czasie Kaśka i Jasiek zaczęły nie tylko same czyścić własne futra, ale także wzajemnie się wylizywać. Ważną rzeczą było także i to by Jasiek nie czuł się zagrożony zapachem koleżanki i nie traktował go jak obcy zapach. Dlatego opiekunowie za pomocą niewielkiej wełnianej szmatki zebrali wydzielane przez Kaśkę kocie feromony (pocierając nią zdecydowanie o kąciki ust, policzki i podbródek), a następnie przenieśli je na całe mieszkanie wcierając w meble i framugi drzwi na wysokości kocich nosów. Szmatką z zapachem kotki traktowano też delikatnie samego Jaśka.

Równocześnie trzeba było pracować nad zaspokojeniem potrzeby aktywności i realizacji popędu łowieckiego Jaśka, bo, tak jak przypuszczali jego opiekunowie, pełen energii młody kot nie czuł się najlepiej spędzając godziny w samotności. To z kolei sprawiało, że znacznie łatwiej reagował złością i próbą przegonienia rywala.

Zadaniem opiekunów stało się zorganizowanie 2-4 dziesięciominutowych sesji zabawowych dla Jaśka z użyciem naśladujących uciekającą zdobycz zabawkami, takimi jak piłka-zmyłka czy wędka z rybką.

Tak się szczęśliwie stało, że po kilku tygodniach, kiedy nie dochodziło do ataków ze strony Jaśka podczas wspólnych posiłków, można było rozpocząć krótkie sesje wspólnych zabaw i pieszczot. Zadaniem opiekunów stało się przerywanie ich, tj. oddzielanie kotów, kiedy tylko ze strony Jaśka pojawiały się sygnały świadczące o nadmiernym pobudzeniu lub agresji. Stopniowo wspólnie spędzany czas stawał się dłuższy i w końcu koty stale mogły pozostawać ze sobą w bezpośredniej bliskości. Nie udało się niestety doprowadzić do sytuacji, w której koty podejmowałyby wspólne zabawy, co było, rzecz jasna marzeniem opiekunów. Jednak fakt, że wzajemnie i trwale się zaakceptowały, należy uznać za spory sukces, zdarza się bowiem, nie tak znowu rzadko, że jedynym wyjściem z trudnej sytuacji jest poszukanie dla jednego z kotów nowego domu.

Andrzej Kłosiński – behawiorysta zwierzęcy COAPE, psycholog