Piekło dla bezdomnych zwierząt
Chyba najwyższy czas, aby skorzystać z obecnych doświadczeń naszych wschodnich sąsiadów i wprowadzić także u nas „ruchome krematoria” dla bezpańskich piesków. Eksterminacja zwierząt będzie jeszcze bardziej efektywna i jeszcze tańsza. Prawie zawsze nie chodzi o nic innego.
Polska opinia publiczna ekscytuje się ostatnio rzezią wałęsających się psów na Ukrainie, prowadzoną w związku z mistrzostwami Europy w piłce nożnej. Słusznie. Tyle, że z taką samą rzezią mamy do czynienia od wielu lat w Polsce. Wcale nie mniej widowiskową i wcale nie bardziej humanitarną. Może jedynie – dla zachowania pozorów – nieco mniej bezpośrednią i droższą. Każdego roku tysiące bezpańskich psów w Polsce podlegają uśmierceniu w schroniskach przez podanie morbitalu lub są zamęczane na śmierć przez hycli oraz przedsiębiorców (także organizacje społeczne) prowadzące schroniska, hotele, pensjonaty, pogotowania, przytuliska. Dla zysku. W świetle prawa. Pod pozorem zapewniania opieki. Jak stwierdza Tadeusz Wypych, który w ramach Biura Ochrony Zwierząt od wielu lat monituje bezdomność zwierząt w Polsce, czegoś takiego nie było nawet w najbardziej barbarzyńskich czasach.
W samym tylko 2007 roku ujawniono prowadzone za publiczne pieniądze umieralnie dla bezdomnych zwierząt w Krzyczkach (woj. mazowieckie), Orzechowicach (woj. podkarpackie), Nowej Ligocie (woj. dolnośląskie), Białce (woj. mazowieckie). W ciągu trzech ostatnich lat na Dolnym Śląsku bezdomne zwierzęta konały z głodu i nieleczenia w Nowej Ligocie oraz Dobrocinie k. Dzierżoniowa. Niektóre gminy, takie jak Świebodzice oraz Pieszyce kierowały psy najpierw do Nowej Ligoty, a po jej likwidacji do Dobrocina. Zupełnie nie zważając na to, że zakłady te działają niezgodnie z prawem i że każdego dnia dochodzi w nich do znęcania się nad zwierzętami oraz ich uśmiercania na masową skalę. Żaden urzędnik (wójt, burmistrz, prezydent) nigdy nie poniósł w związku z tym jakiejkolwiek odpowiedzialności, a bezpośredni sprawcy działający na zlecenie urzędników i masowo eksterminujący bezdomne zwierzęta ponieśli odpowiedzialność żartobliwą (10 miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu za znęcanie się nad 300 psami), jeśli jakąkolwiek.
Art. 11 Ustawy o ochronie zwierząt z 1997 roku nałożył na polskie gminy nieobowiązkowe zadanie zapewniania opieki bezdomnym zwierzętom. W rzeczywistości jednak dostarczył jedynie narzędzia (wyłapywanie) do realizowania przez gminy zadania ochrony ludności miast i wsi przed wałęsającymi się pieskami. Hycel stał się kapitalistycznym przedsiębiorcą działającym jako „dozór sanitarno-porządkowy” lub „sanitarny odłów zwierząt”, któremu zależy by wyłapać jak najwięcej sztuk bezpańskich psów i jak najszybciej się ich pozbyć byle gdzie. Także schroniska muszą szybko przerabiać dostarczane sztuki, żeby mieć miejsce na nowe zwierzęta. Jakakolwiek redukcja ilości jest mile widziana: eutanazja, śmierć z głodu, nieleczonej choroby, zagryzienia przez innego osobnika, przerobienie na słoiczek smalcu. Przed 1989 rokiem nie było w Polsce wzniosłych nakazów humanitranej opieki nad bezdomnymi zwierzętami, a intencje były całkowicie oczywiste: dostarczajcie w czynie społecznym wałęsające się pieski, my się nimi dobrze zajmiemy przez 14 dni, a potem je humanitarnie uśmiercimy morbitalem. Przynajmniej niczego nie udawano, nie kreowano najgoszego typu barbarzyńcy, który tylko udaje humanistę.
Może zatem zanim zaczniemy podpisywać wzniosłe petyce i protesty, raz na zawsze uporamy się ze swoimi własnymi upiorami. Wcale nie jesteśmy tutaj lepsi – jak prawie zawsze – tylko nam się tak wydaje. Nie ma tak naprawdę żadnej istotnej różnicy pomiędzy „objazdowymi krematoriami”, a polskimi umieralniami dla zwierząt, gdzie miesiącami konają one w mękach i często jeszcze półżywe są zakopywane w jednorazowych reklamówkach w ziemii. Można nawet powiedzieć, że często jesteśmy tylko bardziej gospodarni, np. gdy zabijamy bezpańskie pieski siekierą i przetapiamy je na smalec (Białka, 2007). Ale czy jesteśmy bardziej humanitarni?
Więcej o problemie bezdomności zwierząt w Polsce, hyclach, gminnych programach eksterminacji wałęsających się zwierząt oraz schroniskach w najnowszym numerze magazynu e!stilo, który ukaże się na początku sierpnia 2010 r.
A 20 września 2010 r. w ramach „DOLNOŚLĄSKIEGO FESTIWALU NAUKI 2010″ razem z naukowcami z Uniwersytetu Ekonomicznego we Wrocławiu będziemy zastanawiać się nad paradoksami związanymi z wydatkowaniem publicznych pieniędzy na fizyczną likwidację bezdomnych zwierząt w Polsce.
Studium przypadku: Nowa Ligota (2007)
Marzenna Sobańska na skraju niewielkiej wsi pod Oleśnicą prowadzi działalność gospodarczą o nazwie „Pogotowie dla Małych Zwierząt”. Placówka jest nadzorowana przez Powiatowego Lekarza Weterynarii w Oleśnicy jako schronisko dla bezdomnych zwierząt. W latach 2005 – 2007 właścicielka podpisuje umowy z ponad 40 (!!!) gminami z województwa dolnośląskiego oraz lubuskiego.
„Pogotowie dla Małych Zwierząt” to w rzeczywistości niewielki dom z podwórzem, gdzie w styczniu 2007 roku znalazło się ponad 200 (!!!) skrajnie zaniedbanych, chorych i wygłodzonych psów. Stłoczone zwierzęta znajdowały się w każdej, choćby najmniejszej komórce na posesji lub brodziły w błocie. Padłe sztuki, a także żywe szczenięta były palone w piecu lub zakopywane w foliowych reklamówkach w rowach na terenie i w pobliżu posesji.
Marzenna Sobańska została skazana przez Sąd Rejonowy w Oleśnicy na symboliczną karę w postaci 10 miesięcy pozbawienia wolności „w zawieszeniu”. Żaden z urzędników nigdy nie poniósł jakiejkolwiek odpowiedzialności. Społeczna akcja ratowania psów z Nowej Ligoty trwała 18 miesięcy i pochłonęła 100.000 zł.
Unikalne zdjęcia z Nowej Ligoty
(fot. M. Stonoga, E. Siemiątkowska, D. Karaś, K. Cisowska)
Studium przypadku: Dobrocin (2010)
38 letni Krzysztof Sawicki w po-PGR-owskich zabudowaniach w wiosce koło Dzierżoniowa prowadzi działalność jako P.H.U. „Dragon – Chów i Hodowla Zwierząt Domowych”. Chów i hodowla polega na rozmnażaniu zwierząt i ich sprzedaży. Klienci są średnio zadowoleni, gdy okazuje się, że deklarowany jako rodowodowy owczarek niemiecki staje się po kilku tygodniach niespecjalnej urody kundelkiem.
W 2008 roku okazuje się, że jest lepszy interes do zrobienia: można wyłapywać bezdomne pieski z okolicznych gmin za korzystną stawkę 900 zł od sztuki i je zamęczać na śmierć w ramach „pensjonatu dla zwierząt” Do opieki nad pieskami przedsiębiorczy Krzysztof Sawicki werbuje za pomocą ogłoszeń w internecie bezdomnych w zamian za miejsce do spania oraz „kieszonkowe”. Podpisuje także umowy m.in. z Burmistrzem Pieszyc: kompleksowe, bo jednocześnie dotyczą one odbioru padliny z terenu gmin (zobacz szczegóły sprawy).
W styczniu 2010 r. Powiatowy Lekarz Weterynarii w Dzierżoniowie ujawnia fakt znęcania się nad zwierzętami przez Krzysztofa Sawickiego. W lipcu 2010 r. Prokurator Rejonowy w Dzierżoniowie kieruje do sądu akt oskarżenia przeciwko Krzysztofowi. S. Zostaje on oskarżony o znęcanie się nad siedemdziesięcioma psami w okresie od listopada 2009 r. do 23 lutego 2010 r. poprzez ich kopanie po całym ciele, utrzymywanie w niewłaściwych warunkach bytowania, bez stałego dostępu do wody pitnej oraz głodzenie, które doprowadziło do zgonu „co najmniej siedmiu psów”. EKOSTRAŻ występuje w tej sprawie przed sądem jako oskarżyciel posiłkowy.
Jednocześnie Prokurator Rejonowy w Dzierżoniowie umarza wszczęte w wyniku zawiadomienia EKOSTRAŻY śledztwo w sprawie porzucenia przez Burmistrza Pieszyc 36 psów na terenie posesji firmy P.H.U. „Dragon” oraz przekroczenia przez niego uprawnień służbowych i niedopełnienia obowiązków w związku z realizacją gminnego zadania opieki nad bezdomnymi zwierzętami. Robi przy tym wszystko, żeby EKOSTRAŻ nie mogła zażalić się w tej sprawie (szczegóły sporu EKOSTRAŻY z prokuraturą już wkrótce)
Zobacz fotorelację z wykopywania szczątków kilkudzisięciu psów z posesji w Dobrocinie:
(odnośnik do reszty zdjęć, po kliknięciu w zdjecie poniżej)