Pamiętamy o Dżoku, czyli legenda o psiej wierności
.
Latem roku 1992 starszy mężczyzna z psem nieokreślonej rasy, przypominającym mniejszego wilczura z kłapciatymi uszami, przechodził przez bardzo ruchliwe Rondo Grunwaldzkie w Krakowie. W pewnej chwili mężczyzna zachwiał się i upadł. Wkrótce otoczyli go przechodnie. Wezwano karetkę pogotowia. Lekarz stwierdził zawał serca. Mężczyznę wniesiono do karetki, a plątającego się pod nogami psa, odpędzono. Niestety, mężczyzna mimo stosowanej reanimacji zmarł w karetce. Historia o jakich pewnie często słyszeliśmy, jednakże dopiero w tym momencie rozpoczęła się inna historia.
.
.
Historia rocznej gehenny, odpędzonego od karetki, psa. Pies początkowo chodził jak ogłupiały wokół miejsca opisanego powyżej zdarzenia, nie mogąc zrozumieć co stało się z jego panem. Umykając przed przejeżdżającymi samochodami krążył tam i spowrotem nie wiedząc co począć. Trwało to wiele godzin. Psem nie interesował się nikt. Przeklinali go tylko kierowcy. Nadeszła noc. Ruch zmalał, ale pies nadal krążył wokół Ronda. Następnego dnia pies wciąż był na miejscu zdarzenia. Minął następny dzień i następny, a pies nie oddalał się nigdzie, wybrawszy za swe legowisko trawnik na samym środku Ronda Grunwaldzkiego. Z jednej strony tegoż legowiska mknęły setki aut, a z drugiej przejeżdżały dziesiątki tramwaji. Pies trwał niezmiennie na swym stanowisku. Minął tydzień potem drugi. Pogoda bywała różna, od upałów aż po burze z piorunami i ulewy – pies nie odchodził. W nocy, kiedy ruch zmniejszał się co nieco, pies żywił się odpadkami z koszy na śmieci okolicznych przystankach komunikacji miejskiej.
Wreszcie psem zainteresowano się i wezwano pracowników schroniska dla zwierząt. Kiedy psa usiłowano kilkakrotnie złapać i odstawić do schroniska, usiłowania te zawsze spełzały na niczym. Dżok, bo tak zaczęto go nazywać, sprytnie wyprowadzał w pole za każdym razem swych przeciwników i już na drugi dzień był spowrotem na swoim miejscu. Dżok schudł i zmarniał, jednakże nie zrezygnował z oczekiwania na swego nieżyjącego pana.
Mijały tygodnie i miesiące. Nastała słotna jesień a potem zima. Spadły śniegi. Dżok wtopił się w krajobraz Ronda Grunwaldzkiego do tego stopnia, że krakowianie specjalnie przyjeżdżali tam by go zobaczyć. Wielu dokarmiało go, jednakże Dżok nie ufał nikomu. Porywał jedzenie i natychmiast uciekał.
Zaufał tylko jednej osobie. Była to starsza pani mieszkająca w niedalekiej okolicy, która systematycznie przynosiła mu pożywienie. Była to pani Maria Miller. Pani Maria nie była osobą zbyt dobrze sytuowaną, ale jak to powiadają, prędzej biedak podzieli się ostatnią kromką chleba z potrzebującym niż bogaty wspomoże biedaka, Pani Maria dzieliła się z Dżokiem tym co miała. W ten sposób Dżok, nie opuszczając swego miejsca na Rondzie przetrwał, mimo czasem dochodzących do minus 30 stopni mrozów, zimę.
Pies stawał się coraz bardziej popularny. Pisano o nim w gazetach. Mówiono w radio. Nawet „Przekrój” poświęcił mu kiedyś swą okładkę. Nastała wiosna. Dżok coraz bardziej zaprzyjażniał się z Panią Marią, która bywała na Rondzie parę razy dziennie i przynosiła mu jedzenie. Pani Maria przychodziła ze swym kundelkiem Kajtkiem z którym Dżok także się zaprzyjażnił. Najwidoczniej Kajtek, w swym psim języku, namówił Dżoka by zaufał Pani Marii, bo kiedy nadeszło lato, Dżok wreszcie po równym roku codziennej warty na Rondzie Grunwaldzkim, poszedł za Panią Marią do jej domu i tam juz zamieszkał.
Nie jest to jednak koniec opowieści o psiej miłości i wierności. Dżok zamieszkał z Panią Marią i Kajtkiem na 6 lat i kiedy już wydawać by się mogło że stary pies dożyje w spokoju końca swoich dni, Pani Maria umarła. Nie pozostawiła po sobie nic oprócz 2-ch opłakujących psów. Mieszkanie należało natychmiast opróżnić. Dżoka i Kajtka zabrano do schroniska gdzie starano się znależć dla nich nowy dom. Nie udało się to jednak, przynajmniej w przypadku Dżoka. Pies w nocy podkopał ogrodzenie klatki i uciekł. Jakiś czas potem znaleziono zabitego Dżoka na torach kolejowych w Borku Fałęckim.
Niektórzy powiadają że Dżok w ten sposób chciał się spotkać ze swoją Panią bo nie chciał już pokochać innego właściciela. Ile w tym prawdy – nie wiadomo. Fakty są takie że psia miłość, to miłość bezgraniczna.
Z inicjatywy dobrych i wrażliwych ludzi, jakich w Krakowie nie brak, powstał pomysł wybudowania, w oparciu o historię Dżoka, Pomnika Psa. Po wielu perypetiach i sporach z ludzmi z Urzędu Miejskiego postanowiono pomnik ten urzeczywistnić. Na miejsce „postoju” pomnika wybrano Bulwar Wiślany pod Wawelem – zaledwie po drugiej stronie mostu od Ronda Grunwaldzkiego.
Projekt pomnika sporządził Bronisław Chromy. Pomnik Psa Dżoka, dłuta Bronisława Chromego to pies otoczony ludzkimi dłońmi, co ma obrazować, jak twierdzi sam Mistrz, wzajemną miłość człowieka i psa.
Dżok został pochowany na terenie Schroniska dla Bezdomnych Zwierząt w Krakowie przy ul. Rybnej 3 Symboliczny grobowiec znajduje się tam do tej pory.