Ten pies prze żył prawdziwe piekło

Uratowana przez dwóch młodych mężczyzn suczka Paris, prawdopodobnie dopiero w schronisku została pierwszy raz w życiu pogłaskana. Z każdym dniem rany na jej ciele się zabliźniają, a Paris zaczyna wierzyć, że i jej los może odwrócić się na dobre. Być może wśród Czytelników znajdzie się ktoś, kto sprawi, że pies pozna, co to jest miłość – pisze Magda Hejda.

Dla większości odwiedzających azyl to miejsce przygnębiające. Rozum mówi, że mimo wszystko zwierzęta mają tu dach nad głową, pełną miskę i w razie potrzeby pomoc weterynaryjną. Jednak mijając kolejne wybiegi trudno nie myśleć o ludziach, którzy sprawili, że za kratami boksów jest kilkaset psów, które każdego dnia wyją z tęsknoty za człowiekiem. Trudno zapomnieć wyraz ich oczu, pełnych strachu, smutku, rozpaczy, rezygnacji. Są psy, które w azylu po prostu nikną w oczach, zabija je tęsknota, stres, przestają jeść, nie potrafią lub nawet nie próbują bronić się przed innymi dominującymi psami.

Dla Paris azyl jest miejscem, w którym po raz pierwszy w życiu nikt jej nie bije, nie głodzi, a ludzie na wszelkie sposoby próbują uśmierzyć ból udręczonego ciała.

Na przekór intencjom oprawcy, żyje i z każdym dniem zabliźniają się rany na jej ciele. Ta łagodna wilczata suczka zawdzięcza życie dwóm młodym mężczyznom, którzy przejeżdżali drogą w okolicach Pasternika. Paris leżała bezwładnie, na poboczu, a ponieważ część jej ciała była wysunięta na jezdnię, mężczyźni zatrzymali się. Byli przekonani, że pies został śmiertelnie potrącony przez samochód. Postanowili zepchnąć zwłoki na pobocze, żeby nie stanowiły zagrożenia dla przejeżdżających aut. Kiedy zbliżyli się do niej, zauważyli, że żyje.

To, co zobaczyli, poruszyłoby niejednego twardziela. Suczka była skrajnie wyniszczona, a rany na jej ciele nie były skutkiem wypadku samochodowego, ale świadomego bestialstwa człowieka. Młodzi ludzie nie zastanawiali się ani chwili. Wsadzili suczkę do samochodu i zawieźli do azylu. Nie znam ich imion ani nazwisk, ale za to co zrobili, chylę przed nimi nisko czoło i z serca dziękuję. To muszą być wyjątkowo dobrzy i odważni ludzie. Nie przejmowali się, że zabłocony, krwawiący zwierzak zabrudzi tapicerkę samochodu. Tego dnia pewnie mieli swoje plany, może gdzieś się spieszyli, ale kiedy zobaczyli Paris, ważniejsze dla nich było uchodzące w ciszy i strasznym cierpieniu życie. Ryzykowali sporo. Duży, przestraszony, ranny pies mógł im zrobić krzywdę, a jednak zaryzykowali. W schronisku po zbadaniu suczki okazało się, że Paris na głowie ma trzy dziury od młotka i siekiery, jej pysk był monstrualnie opuchnięty. W dodatku suczka była skrajnie zagłodzona i prawie zupełnie pozbawiona sierści. To skutek głodu i latami nie leczonych chorób skóry.

Oprawca prawdopodobnie postanowił pozbyć się wyniszczonego do granic możliwości psa. Po zadaniu kilku ciosów Paris straciła przytomność i wtedy psychopata uznał, że suczka nie żyje. Pewnie nie chciało mu się jej zakopywać, więc ciało porzucił przy drodze. Lekarze obawiali się, że pies nie przeżyje. Na początku rokowania były złe, bo do poważnych obrażeń głowy dochodziło jeszcze straszne wyniszczenie organizmu. Jednak suczka przeżyła, może dlatego, że wokół niej znalazło się wielu przyjaznych ludzi. Może właśnie tu w schronisku po raz pierwszy została pogłaskana.

Jej skóra porasta sierścią, ale leczenie zajmie nawet kilkanaście tygodni. Paris musi być często kąpana w leczniczych roztworach, kilka razy dziennie smarowana, ale nie buntuje się. Ze stoickim spokojem znosi wszystkie zabiegi. To łagodny i bardzo mądry pies. Ona czuje, że to przynosi jej ulgę. Andrzej Jaworski – wolontariusz ze schroniska, który poznał już wiele azylowych nieszczęść, był wstrząśnięty, kiedy zobaczył zagłodzoną i okaleczoną Paris. Od tej pory przyjeżdża do Paris dwa razy dziennie. I tak od kilku tygodni.

W domu gotuje dla niej jedzenie i przywozi do schroniska rano i wieczorem. Paris go uwielbia, razem chodzą na spacery. Wolontariusz wspomina, że na początku spacerów sprawiała wrażenie „nieobecnej”, po dwóch dniach nawiązała z nim kontakt. Teraz jest bardzo ufna i radosna. Biega, bawi się i gdyby nie blizny oraz widoczne jeszcze ubytki sierści, nikt by nie podejrzewał, że jest to pies po przejściach.

W ciągu ostatnich kilku tygodni spotkała ludzi, którzy zrobili bardzo wiele, żeby przerwać gehennę udręczonej do granic wytrzymałości suczki. Azyl jest dla niej miejscem przyjaznym i bezpiecznym, ale ona zasługuje na zwyczajny, troskliwy dom. Paris odzyska normalny wygląd za kilka miesięcy, ale zabiegi związane z leczeniem skóry można wykonywać w domu. Wystarczy poświęcić jej trochę więcej czasu i dużo serca.

Dzisiaj Paris z łysymi plackami na całym ciele nie wygląda najlepiej, ale wiem, że dla kogoś wrażliwego to nie będzie istotne. Mam nadzieję, że Paris znajdzie dom właśnie dlatego, że to wyjątkowa psia bida!