Ali
Tydzień temu adoptowaliśmy ze schroniska niewielkiego kundelka. Niestety, mimo, że robimy wszystko co w naszej mocy trudno nam wytrzymać z naszym nowym pupilem. Jest bardzo nerwowy, okropnie szczeka kiedy tylko dzieje się coś niespodziewanego w domu, na spacerach oszczekuje i atakuje ludzi i samochody. Boi się też ludzi, głównie mężczyzn i próbuje uciec w panice, na szczęście trzymamy go na smyczy i nic mu nie grozi. Powoli zaczynamy mieć wrażenie, że sytuacja nas przerasta i być może powinniśmy oddać psa z powrotem tam, skąd go wzięliśmy.
Dość często pomagam psom adoptowanym ze schronisk lub ulicy i zwykle, jeśli nie dzieje się nic dramatycznego, proszę ich nowych opiekunów o odczekanie około trzech tygodni by zwierzę mogło zaadoptować się do nowych warunków, zanim umówię się na konsultację. Zwykle właśnie tyle czasu potrzebuje pies na oswojenie się z nowym otoczeniem i ludzką rodziną, a jeśli jest w tym czasie smutny lub wycofany, nie należy się tym specjalnie martwić, w każdym razie lepiej dać psu trochę spokoju i nie domagać się natarczywie kontaktu z nim.
W wypadku Alego, bo tak miał na imię bohater naszej opowieści, nie było na co czekać, zwłaszcza, że pies niewątpliwie cierpiał, a opiekunowie rozważali oddanie go do schroniska.
Rzeczywiście Ali był kłębkiem nerwów. Szczekał bez opamiętania, kiedy tylko pojawiłem się w drzwiach mieszkania, jednak w tym szczekaniu i w całej postawie ciała widać było ogromny strach. Niestety opiekunowie nie wiedzieli prawie nic na temat jego przeszłości. Dokarmiany sporadycznie przez ludzi błąkał się na obrzeżach Krakowa, aż w końcu ktoś przywiózł go do schroniska. Można było przypuszczać, że choć fizycznie zdrowy, niewątpliwie jego dotychczasowe relacje z ludźmi niewiele miały wspólnego z zaufaniem. Nie miał też najprawdopodobniej – co widać było najlepiej na spacerach – obycia z warunkami życia w dużym mieście, wśród nieustających, nieznanych dotychczas dźwięków, zapachów, ludzi i samochodów. Tak jak się tego nauczył, szczekał i rzucał się w ich chcąc oddalić zagrożenie. W tym rzucaniu się była pewna osobliwość. Mianowicie Ali nie wyhamowywał przed autem czy człowiekiem, ani też go nie gryzł, ale po prostu wpadał w drzwi samochodu lub nogi przechodnia. Ponieważ, jak można było przypuszczać na podstawie innych zachowań, nie miał większych kłopotów ze wzrokiem czy koordynacją (na przykład w domu nigdy nie obijał się o meble), jedynym rozsądnym wytłumaczeniem skłonności do wspomnianych zderzeń, mógł być fakt długotrwałego przebywania na łańcuchu. Ali nauczył się po prostu, że to nie on musi hamować startując w obronie swojej lub terytorium, bo zawsze robi to za niego łańcuch. Rozumiejąc mniej więcej przyczyny kłopotliwego szczekania i stresu, trzeba było rozeznać na czym możemy próbować odbudowywać zaufanie psa do ludzi i otoczenia. Zdarza się, nie tak znowu rzadko jak sądzę, że psy trzymane na łańcuchach z uwagi na długotrwałą derywację ich potrzeb, prezentują tak trwale zmienione zachowanie, że w niewielkim stopniu mogą przystosować się do nowych warunków. Nie wiem czy istnieje jakikolwiek inny kraj, gdzie tak jak w Polsce powszechnie trzyma się psy na łańcuchach. Według cytowanych przez brytyjskiego biologa Ruperta Shaldrake’a w książce „Niezwykłe zdolności naszych zwierząt” statystyk, w naszym kraju co drugie gospodarstwo domowe posiada psa. Dla porównania w tradycyjnie „kynologicznej” Wielkiej Brytanii tylko 27% rodzin dzieli życie z psem. Niestety wiele polskich psów wiedzie smutne życie psów łańcuchowych, całe dnie i noce, całe życie spędzając na uwięzi lub w ciasnym kojcu. Jasno i otwarcie trzeba powiedzieć, że pozbawianie psa, zwierzęcia o tak bogatej psychice, możliwości zaspokojenia ważnych dla niego potrzeb jak ruch, możliwość kontaktu z nami czy eksploracja otoczenia, jest formą okrucieństwa, dla której trudno znaleźć usprawiedliwienie. To okrucieństwo jest na tyle powszechne, że mało kto o nim myśli. Być może więc zimowy czas, czas najpiękniejszych w roku świąt, czas w którym myślimy także o zwierzętach, jest najwłaściwszy, żeby o tym powiedzieć.
Wróćmy jednak do Alego. Na szczęście potrafił zaufać swoim nowym opiekunom na tyle by czuć się z nimi bezpiecznie w domu. Właśnie w domu zaczęliśmy pracę polegającą na oswajaniu go z nieznanym i strasznym, nowym otoczeniem. Opiekunowie mieli przez pierwszych kilka dni karmić psa wyłącznie z ręki, początkowo w sytuacjach nie budzących niepokoju lub tylko trochę trudnych. Pyszne smakołyki miał Ali otrzymywać zawsze za coś, na przykład za przyjście do nogi czy spojrzenie na opiekuna. Bardzo szybko włączyliśmy także trening z klikerem – Ali miał uczyć się różnych, bardzo prostych jednak rzeczy, jak koncentracja uwagi na opiekunie, siadanie czy warowanie. Celem tego rodzaju działań było uspokojenie emocji i koncentrowanie psa na zadaniu a nie na elementach otoczenia budzących strach. Podobnie jak u ludzi, procesy korowe hamują aktywność emocjonalną, innymi słowy jak ktoś myśli to mniej się boi (jest oczywiście i odwrotnie – owładnięci strachem tracimy zdolność logicznej oceny sytuacji). Stopniowo i powoli smakołyki i trening z użyciem klikera udało się przenieść w trudniejsze dla psa sytuacje, jak wizyty gości czy spacery, a na pewnym etapie cała dzienna porcja jedzenia była wydawana na spacerze. Ali wychodził na zewnątrz na smyczy automatycznej, aby z jednej strony można było łatwo go kontrolować, z drugiej uczyć go właściwego wyczucia przestrzeni i dystansu. Po około roku Ali przestał się bać i wpadać w panikę w codziennych sytuacjach, poznał nowe otoczenie i nie sprawiał większych kłopotów. Trzeba przyznać, że jego opiekunowie wykazali sporo cierpliwości i konsekwencji, bowiem praca z wrzeszczącym z byle powodu psem nie należy do przyjemnych, przynajmniej na początku. Jednym z najbardziej satysfakcjonujących aspektów pracy behawiorysty jest obserwacja jak zmienia się nastawienie opiekunów do ich zwierząt, jak uczą się rozumieć zachowanie swoich psów czy kotów. Początkowa frustracja, bezradność czy złość na trudne i paskudne zwyczaje pupila, ustępuje miejsca próbom zrozumienia o co tak naprawdę chodzi, co takiego zwierzak chce nam ludziom powiedzieć, z czym sobie nie radzi. Takie czytanie mowy zwierząt i ich potrzeb, pozwala poradzić sobie lub uniknąć wielu trudnych sytuacji. Zwierzęta bowiem mówią nie tylko w Wigilię, prawdę mówiąc mówią do nas nieustannie.
Andrzej Kłosiński – behawiorysta zwierzęcy COAPE, psycholog