Pusia i Oliwka. Psiaki, które żyć bez siebie nie potrafią.
Porozumiewają się „telepatycznie”, niepokoją się, gdy dłuższy czas jedno nie widzi drugiego, pocieszają w chwilach smutku i bólu, a czasami ratują z poważnych opresji. Bywa, że się na siebie gniewają, ale nie trwa to dłużej niż kilka godzin. Ta więź jest bowiem bezwarunkowa i nienaruszalna. Takiej przyjaźni mogą im zazdrościć nawet ludzie… – pisze Anna Agaciak
Nie wiadomo kiedy duża, wilkowata suka i mały kundelek zamieszkały w Puszczy Niepołomickiej. W tym miejscu wiele psów, które znudziły się właścicielom, jest wyrzucana z samochodów. Byś może porzucone w ten sposób, natknęły się na siebie w lesie?
W każdym razie zaufały sobie bezgranicznie. Saba traktowała Kajtka jak swoje dziecko, choć piesek jest od niej starczy o kilka lat. Zimą ogrzewała go własnym ciałem. Wtulone w siebie zasypiały w przydrożnych rowach, razem szukały pożywienia, kradły z gospodarstw kury oraz jajka.
Wtedy zauważył je mieszkający w okolicach puszczy mężczyzna. Gdy zaczął je dokarmiać, para przyjaciół pokonała strach i ostrożnie wchodziła na jego podwórko. Nie pozwoliły się jednak pogłaskać, uciekały. Dzięki mężczyźnie, wolontariuszom zaprzyjaźnionym z Krakowskim Towarzystwem Opieki nad Zwierzętami udało się je złapać. Saba i Kajtek trafiły do hotelu dla psów, gdzie uczono je, że ludzie mogą być dobrzy i opiekuńczy.
Z czasem pozwoliły się dotykać. Potem zaczął się etap spacerów na smyczy, oczywiście zawsze razem, inaczej wpadały w panikę i rozpacz.
Wolontariusze zrozumieli, że nie można ich rozdzielić. Szukając dla tej pary domów, zamieścili ich zdjęcia i historię w internecie. Tak Sabę i Kajtka znalazło małżeństwo z Dąbrowy Szlacheckiej. „nie zabraliśmy ich od razu, stopniowo przyzwyczajaliśmy psy do siebie” – opowiada Małgosia Garlacz. „Zamówiliśmy podobny kojec jak w hotelu, żeby psów nie stresować gwałtowną zmianą. Choć nigdy nie mieliśmy dwóch psów naraz, ta adopcja adopcja okazała się strzałem w dziesiątkę” – mówi wzruszona.
Kajtek i Saba zaufali nowym właścicielom. Psy pokochały ich, ale ciągle to one są dla siebie najważniejsze. Saba zostawia dla Kajtka najsmaczniejsze kąski, nie pozwala, aby znikł jej z oczu. Gdy mróz szczypie w uszy i malec nie chce opuścić ciepłego domu, delikatnie daje mu do zrozumienia, że po dworze trzeba się ruszać. Zabiera jego kocyk i wynosi na podwórko. Kajtek wtedy kapituluje.
„Nie wyobrażam sobie, gdyby je rozdzielono” mówi Pani Małgosia. „Na pewno pękły by im serca”
Wyswatana przyjaźń
Bazyla wolontariusze KTOZ znaleźli na parkingu krakowskiego hipermarketu. Sympatyczny psiak błąkał się wśród samochodów. Był przestraszony, ale posłusznie pozwolił się przewieźć do schroniska. Pobyt tam jednak mu nie służył. Nie potrafił dominować, walczyć o miejsce w stadzie, panikował, gdy inne psy pokazywały zęby. Zaczął chorować.
Nie było wyjścia. Wolontariusze postanowili zabrać go do zaprzyjaźnionego hotelu dla zwierząt pod Niepołomicami. W tych kameralnych warunkach Bazyl się pozbierał. Zamieszczono jego zdjęcia na Allegro. Tak wpadł w oczy małżeństwu spod Wieliczki.
„Szukali towarzysza dla swej młodziutkiej i rozpieszczonej bernardynki” opowiada Beata Porębska, wolontariuszka. Właśnie przeprowadzili się na wieć i nie chcieli, aby suka zostawała sama, gdy jadą do pracy.
Nic nie zapowiadało wielkiej przyjaźni. Początkowo Bazyl wcale nie zwracał na Fionę uwagi. Zrobiła na nim wrażenie, gdy po raz pierwszy rozplotła siatkę, aby mogły razem wyjść z kojca.
Szybko wielka bernardynka stała się dla Bazyla całym światem. Przyklejały się do siebie nawet biegnąc.
Niestety, starszy, doświadczony kundelek nauczył Fionę, że gdy właściciele nie patrzą, mogą zwiać i zwiedzać okolicę. Jedna z takich eskapad mogła skończyć się tragicznie…
Psów nie było przez kilka godzin. Gdy koło 2 w nocy wpadły zziajane do domu, właściciele zobaczyli dziwny drut tkwiący Bazylowi w łapie. Początkowo myśleli, że pies nadział się na niego, ale nie było krwi. Wtedy okazało się, że to pętla od sideł, która zacisnęła się na tylnej łapce. Dość gruby drut miał mocno pogryzioną izolację. Mały piesek nie dałby sobie z nią rady, ale za to Fiona? Jej pysk trochę krwawił. Musiała długo gryźć sidła, by puściły. Nie zostawiła przyjaciela w biedzie. Przecież zawsze wracały razem do domu…
Matka – najlepsza przyjaciółka
Pusia i Oliwka to matka i córka. Malutkie kundelki należały do staruszki, która nigdy nie wypuszczała ich na spacer. W mieszkaniu załatwiały wszelkie swe potrzeby. Nie znały innych zwierząt ani ludzi. Stały się dzikie i nieprzyjazne. Ich życie zmieniło się dopiero po interwencji inspektorów KTOZ, którym udało się zabrać je do schroniska.
Dla suczek był to szok. Pierwszy raz w życiu wyszły na świeże powietrze, zobaczyły inną rzeczywistość, setki szczekających psów, obcych ludzi. Na szczęście były razem. Wprawdzie Oliwka dawno nie jest już szczeniakiem, ale Pusia nie przestałą się o nią troszczyć. Postanowiła chronić córkę przed nieznanym. Była jej najlepszą przyjaciółką. Gdy zbliżał się do nich inny pies lub pracownik azylu, szczerzyła kły i osłaniała.
Cierpliwa socjalizacja wolontariuszy i pracowników schroniska przynosi jednak efekty. Pieski polubiły dotyk ręki, stały się miłe i kontaktowe. gdy do boksu wchodzi znana im osoba, włażą jej na kolana. Zawsze razem. Nikt nie wyobraża sobie, aby można je oddać do adopcji osobno.
Lek na całe zło
3-letnia, średniej wielkości suczka Klara czekała w starej komórce na śmierć i… przetopienie na smalec. Przyczepiona kablem do ściany, widziała jak umierały inne psy, zabierane z komórki. Ale wtedy zdarzył się cud. Na posesji pojawili się wolontariusze i policjanci. Zabrali Klarę i umieścili w hotelu dla psów.
Smutna, przerażona suczka znalazła się w tym samym kojcu, co mieszkający w hotelu od dawna 5-letni Henio. On także nie zaznał w swym życiu zbyt wiele dobra od ludzi (jeszcze pamięta swą gehennę na krótkim łańcuchu, bez żadnej ochrony przed mrozem czy upałem). Pies potrafi uporać się z przeszłością. Widząc ludzi lub inne psy macha ogonem.
Henio zaczął „zarażać” suczkę swą pogodą ducha, stał się dla niej chodzącym autorytetem. Kiedy Henio wychodzi z budy, wychodzi Klara, kiedy Henio podstawia główkę do głaskania, natychmiast to samo robi suczka.
Oba psy niezwykle się polubiły, są dla siebie oparciem i pociechą. Oboje bardzo potrzebują domu, własnego pana, który zabierze na spacer, napełni miskę, pogłaszcze. A takie miłe, wesołe psy to podwójna radość. Zapewniają o tym wolontariusze i pracownicy hoteli i azylu.
Anna Agaciak
Gazeta Krakowska
24 grudnia 2010